Obrona Lwowa to historia wielkiej walki narodu ale i wiele pojedynczych aktów bohaterstwa, które złożyły się na sukces zaatakowanego miasta. To losy młodzieży, której symbolem jest Jurek Bitschan, to walka ochotniczych oddziałów kobiet, powstanie polskiego lotnictwa, historia zachowania zimnej krwi w stresowych sytuacjach. Dziś przypominamy historię pokerowej zagrywki Edwarda Sas-Świstelnickiego, która polskim siłom zapewniła uratowanie niezwykle cennego samochodu osobowego. Sas-Świstelnicki fortelem przechytrzył dowództwo sił ukraińskich.
Edward Sas-Świstelnicki znany jest już wszystkim, którzy zaznajomili się z historią pierwszego polskiego pojazdu pancernego, którego był dowódcą. Trzeba przyznać, że Tank Piłsudskiego nie był dowodzony perfekcyjnie, a jego udział w Obronie Lwowa miał bardziej znaczenie propagandowe niż obronne. Mimo tej porażki Sas-Świstelnicki już zapisał się innymi bohaterskimi czynami.
W polskich rękach nie było zbyt dużej ilości broni i amunicji, nie mówiąc o maszynach takich jak ciężarówki czy samochody. Każdy pojazd był więc na wagę złota. Już 1 listopada 1918 roku Sas-Świstelnicki po skutecznym odparciu ataków na Szkołę Sienkiewicza wyruszył na patrol okolic ul. Sapiehy koło Politechniki. Niewielki oddział natknął się na samochód prowadzony przez Ukraińców.
Gdy auto znalazło się na naszej linji, strzeliliśmy, trafiając w motor i oponę, unieruchomiony samochód stanął, oficerowie klnąc po ruski wysiedli i poszli dalej piechotą – wspomina Edward Sas-Świstelnicki. Był to nasz pierwszy osobowy samochód. Uważałem siebie za jego “komendanta”
Zdobyty pierwszego dnia Obrony Lwowa samochód wyposażono w karabin maszynowy zamontowany na tylnym siedzeniu i wykorzystywano w akcjach podczas kilku kolejnych dni. Po walkach o lwowski dworzec główny zakończonych zwycięsko dla polskiej strony czwartego listopada ogłoszono krótkotrwałe zawieszenie broni. Przerwa w walkach miała być chwilą na przeniesienie rannych i pogrzebanie zabitych. Przerwę w ostrzale załoga samochodu wykorzystała do patrolowania rejonu ul. Sapiehy, Sykstuskiej i Szaszkiewicza. Tam natknięto się na ukraiński patrol.
Siedzący z tyłu Sas-Świstelnicki wiedział, że utrata auta będzie dużym ciosem dla słabo wyposażonych sił. Naprędce przygotował więc fortel, który być może uratował nie tylko posiadanie samochodu w polskich rękach ale i życie załogi auta. Błyskawicznie zamachał białą chustą w stronę napotkanych żołnierzy ukraińskich i przewiązał ją sobie na ramieniu. Teraz nie był już wojskowym. Tymczasowo, wykorzystując niewiedzę i nieobycie Ukraińców, wcielił się w… rolę polskiego parlamentariusza.
Sas-Świstelnicki ubrany w mundur dowborczyka przyozdobił samochód i mundury białą flagą i tak oznakowanym samochodem udał się dalej w kierunku komendy ukraińskich wojsk. Strażnikom przedstawiono go jako… księcia Cyryla bułgarskiego.
Przed Narodnym Domem zawiązano nam oczy i zapytano czy nie mamy broni. Powiedziałem, że nie chociaż to nie było prawdą, ale wolałem mieć rewolwer przy sobie, gdyż przejścia podczas rewolucji w Rosji nauczyły mnie wiele. Wprowadzono nas na salę gdzie zdjęto nam opaski z oczu. Była to sala głównego Dowództwa Ukraińskiej Armji – wspominał później
Eugeniusz Bernacki i Edward Sas-Świstelnicki stanęli przed ukraińskim dowódcą Dmytro Witowskim. Polak przedstawił się jako wysłannik Naczelnego Dowództwa Wojsk Polskich, a celem jego wizyty miało być rozmowa na temat niedotrzymywania warunków zawieszenia broni przez Ukraińców, którzy – dodając na marginesie – w rzeczywistości je łamali.
Ukraiński dowódca zapytał mię o papiery uwierzytelniające. Ponieważ ich nie posiadałem, oświadczyłem, że przecież w myśl przepisów międzynarodowych o parmalentarzach, papiery takie są zbyteczne, wystarczy przybycie z białą chorągwią – blefował Sas-Świstelnicki
Po przeprowadzeniu rozmowy na temat złamania warunków zawieszenia broni i otwarcia ognia do polskich sanitariuszy fałszywa polska delegacja została poczęstowana winem i papierosami. Po wizycie odprowadzono Polaków do samochodu zaparkowany przed budynkiem lwowskiej poczty.
Że mi uwierzyli, było to tylko winą ich wielkiej nieznajomości prawa i sztuki wojennej, dzięki czemu dawali się brać na kawały – wspominał później
Kilka dni później Edward Sas-Świstelnicki został komendantem pierwszego polskiego samochodu pancernego, służył w rezerwie bojowej V odcinka obronnego. Kilkukrotnie ranny podczas Obrony Lwowa, awansowany na stopień porucznika. Po II wojnie światowej pozostawał w Wielkiej Brytanii. Polskie władze na uchodźstwie awansowały Sasa-Świstelnickiego do stopnia kapitana piechoty. Odznaczony Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Walecznych, Srebrnym Krzyżem Zasługi i Złotym Krzyżem Zasługi zmarł w 1970 roku w Manchesterze.
Polecamy również:
Źródła m.in.: Obrona Lwowa 1-22 listopada 1918, praca zbiorowa, 1939; Pobudka: wydanie jubileuszowe, 22.11.1928