Równo 102 lata temu mieszkańcy polskich miast mogli zasypiać spokojnie. Wiadomo było, że po latach okupacji pruskiej, rosyjskiej i austriackiej, po latach wojny wyniszczającej Europę, Polska wreszcie wróci na mapy. W Krakowie działała już Polska Komisja Likwidacyjna i wszystko szło w kierunku upragnionej niepodległości. We Lwowie też zasypiano ze spokojem. Tysiące Polaków obudziły się jednak w “nie-swoim” mieście. 1 listopada 1918 roku Lwów kolejny raz musiał udowodnić swoje przywiązanie do ojczyzny.
Na chwilę przed tym jak jasne stało się, że siły austriackie będą musiały wynosić się ze Lwowa rozpoczęto polskie przygotowania do ostatecznego przejęcia urzędów w mieście. Plany opracowywały różne, często niezbyt przychylne sobie, opcje polityczne. Nad planami przejęcia pełni władz po odchodzących urzędnikach austriackich debatowali m.in. członkowie POW i przedstawiciele konspiracyjnej organizacji “Wolność”, PKW, PKP.
Wszyscy jednak pozostali głusi na apele o utworzeniu sił mających zagwarantować spokój w mieście. Te same grupy później zabrały się do początkowo zupełnie nieskoordynowanej obrony miasta. Krótko po Obronie Lwowa październikowe nastroje w mieście bardzo dobrze opisał Franciszek Salezy Krysiak w swojej książce Z dni grozy we Lwowie (od 1 do 22 listopada 1918r.).
Nikt inny nie jest jest tu winien, tylko polskie niedołęstwo, walki partyjne w chwili, gdy powinniśmy stanowić jeden zwarty zgodny obóz, wygodne spuszczenie się na namiestnika, rzekomo nam przychylnego, i na dyrektora policyi, jeszcze przychylniejszego. Lwów wstydzić się powinien przed samym sobą, że dał się tak zaskoczyć, nic na uprzedzenie faktów nie uczyniwszy – pisał Krysiak przebywający we Lwowie w dniach ukraińskiego ataku. Wyglądamy teraz prawdziwie jak przysłowiowi “blamierte Europaer”, a państwa koalicyi słusznie nas po tym fakcie będą mogły nazywać narodem niedołęgów, którzy mając całą władzę w Galicyi wschodniej w ręku, pozwolili, że niewielka liczba wojska rusińskiego przy pomocy niemieckich oficerów i komendanta Lwowa jenerała Pfeffera tak gładko, bez oporu opanowała miasto – dodawał wściekle autor
Jak widać sytuacja z 1918 roku nie różniła się zbytnio od tej z 2018 roku. Niedługo przed tragicznym dniem 1 listopada, 24 października, we Lwowie zorganizowana została gigantyczna patriotyczna manifestacja złożona z mieszkańców pod przewodnictwem towarzystwa Strzeleckiego. Z inicjatywy Józefa Neumanna (członka powołanego dzień wcześniej Tymczasowego Komitetu Rządzącego we Lwowie, Komitetu Obywatelskiego i Polskiego Komitetu Narodowego) na Strzelnicy zebrało się około 20 tysięcy ludzi.
Zadeklarowano przynależność do odradzającego się państwa polskiego, chęć współpracy z rządem narodowym, odśpiewano Rotę i Mazurek Dąbrowskiego. Manifestacja wzbudziła zainteresowanie prasy nawet poza Lwowem. Wszystkim wydawało się – cytując Krysiaka – że jakoś to będzie. Niestety, plany ukraińskiego ataku na Lwów już były opracowane.
W końcówce października dochodziło do kontaktów między elitami ukraińskimi i polskimi. Ukraińcy uspokajali swoich polskich kolegów, że do żadnego zbrojnego wystąpienia nie dojdzie. Informacje te rozprzestrzeniały między sobą polskie elity, dodatkowo przygotowano plotkę, że do ukraińskiego wystąpienia owszem może dojść, ale nie wcześniej niż w nocy z 2 na 3 listopada.
Zbyt wielkich podejrzeń nie wzbudziły nawet działania podejmowane w porozumieniu z wojskowymi władzami austriackimi, które na dzień przed atakiem na Lwów pozbyły się resztek polskich oficerów stacjonujących w lwowskich koszarach.
31 października około godziny pół do szóstej zaszedłem do redakcyi Kuryera Lwowskiego, aby się rozmówić z p. F. i panią dr. P. w sprawie Syndykatu dziennikarzy. Zastałem tylko p. F. Ledwie zaczęliśmy rozmawiać, wchodzi dwóch żandarmów, Polaków, z bronią w ręku z relacyą , która mi od razu powiedziała na co się niebawem zanosi. – Wyrzucono nas – mówili – właśnie z koszar żandarmskich przy ulicy Sapiehy, razem było nas tam 17 Polaków. Wszystkim kazano natychmiast opuścić koszary i iść do zachodniej Galicyi. Pozostawiono tylko Rusinów. Ażebyśmy nie mogli już wrócić, kazał kapitan nasz powyrzucać z naszych pokoi łóżka i graty – czytamy w relacji Krysiaka
Działania zaborczych władz pozwalają na stwierdzenie, że cała akcja została przygotowana wraz z nimi w porozumieniu. Późniejsze internowanie namiestnika austriackiego Karla Georga Grafa Huyna czy komendanta Rudolfa Pfeffera miały być tylko działaniami pozwalającymi na zachowanie pozorów. W Książce Obrona Lwowa od 1 do 22 listopada 1918 roku czytamy, że o planowanym zamachu stanu polskie siły dowiedziały się dopiero po południu 31 października.
Wieść miała dotrzeć do przedstawicieli Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Legjonistów oraz z innego źródła do Polskiej Organizacji Wojskowej. Autor książki, Adam Próchnik, zachwyca się jakoby Polacy byli wspaniale przygotowani do obrony miasta, a jako dowód zaawansowanych przygotowań przytacza spotkanie generała Ludwika de Laveaux’a z POW z Czesławem Mączyńskim z PKW i Aleksandrem Kron-Zbychem do którego doszło po południu 31 października w mieszkaniu przy Senatorskiej 7. Działania podjęto więc dosłownie “za pięć dwunasta”.
Próby dojścia do ponadpartyjnego porozumienia w chwili w której ataku mógł spodziewać się każdy trzeźwo myślący mieszkaniec miasta zasługują raczej na słowa podobne do stwierdzeń Krysiaka.
1 listopada 1918 we Lwowie
Mieszkańcy Lwowa obudzili się w nowej rzeczywistości. Nocą ukraińscy żołnierze należący wcześniej do armii austriackiej podstępem przejęli władze w mieście. Około 4 w nocy zerwano linie telefoniczne, zajęto urzędy, koszary i najważniejsze budynki, rankiem zablokowano ruch kolejowy. Miasto zostało odcięte od świata. Wycofujący się Austriacy zadbali o to, by swoich żołnierzy narodowości Polskiej odciągnąć jak najdalej od Lwowa, zostawili zapasy broni i amunicji. Od rana żółto-niebieskie flagi powiewały na najważniejszych gmachach w mieście – w tym również na Ratuszu.
Nocą 1. listopada oddziały wojskowe, złożone z Ukraińców, zajęły nie bronione przez nikogo budynki publiczne – rano nie dopuszczając urzędników do pracy, objęły urzędy. Później w ciągu dnia, salwy karabinów zwykłych i maszynowych. I zamiast porozumienia, którego winni szukać ci, co żyją na jednej ziemi – krew przelana – czytamy w artykule Kurjera Lwowskiego
Nie ma chyba lepszej relacji z pierwszego dnia listopada 1918 roku od tej, która opublikowana została na pierwszej stronie Kurjera Lwowskiego dlatego też cytujemy kolejny artykuł z wydania.
Przy pomocy żołnierzy ukraińskich Rada narodowa ukraińska obsadziła wszystkie gmach publiczne, dworzec kolejowy obstawiony został strażami z karabinem maszynowym, wewnątrz gmachu pocztowego umieszczono dwa karabiny maszynowe. Obsadzono dalej gmach namiestnictwa, gdzie internowano namiestnika. Wydział krajowy, Dyrekcję skarbu, ratusz w którym również ustawiono karabin maszynowy. Wszystkie gmachy udekorowano żółto-niebieskimi chorągwiami. Przed każdym budynkiem warta żołnierska. Urzędników do urzędowania nie dopuszczono. Wyjątek stanowili Ukraińcy, których na dane hasło do wnętrza wszędzie wpuszczano. Skutkiem mimowolnego bezrobocia w żadnej dykasterji nie otrzymali urzędnicy swojej pensji
Sytuacja w mieście była napięta. Ukraińcy wyłączyli ruch tramwajowy zmuszając całe rzesze ludności do pieszych wycieczek na oddalone od centrum cmentarze. Na ulicach miasta pojawiły się zmotoryzowane i piesze patrole ukraińskie mające spotęgować poczucie strachu u mieszkańców. Gazety informowały o strzałach “na wiwat”, ale na strzałach na wiwat się nie skończyło.
Jan Gerun, 56 lat, postrzelony w prawą nogę; Dymitr Gałach, 14 lat, otrzymał postrzał w nogę, Józef Hobran, ranny w brzuch, zmarł w szpitalu; Joachim Feld ma złamaną rękę, Stefan Iwaniszyn, rana postrzałowa w kolano; Józef Huk, ranny w nogę; Stefan Gałach, ranny w lewą nogę, Antonina Geduła ranna w pierś. Ponadto zabita kobieta nieznanego nazwiska w bramie przy pl. Kapitulnym. Trupa jej do późna w nocy nie uprzątnięto. Prócz wypadków, które tu podajemy, opowiadają jeszcze, że kilku oficerów Polaków jest zabitych. Sprawdzić tych pogłosek do tej pory nie zdołaliśmy. Przez cały dzień Wszystkich Świętych i całą noc na 2. listopada rozbrzmiewa miasto grzechotem karabinów – pisał Kurjer Lwowski w porannym wydaniu z 3 listopada 1918 roku
Ukraińcy szybko doprowadzili do rozbrojenia ewentualnych polskich oficerów pozostających we Lwowie. Do Lwowa wprowadzono regularne oddziały ukraińskie w postaci m.in. 15 pułku piechoty (500 osób), 19 pułku strzelców (400 osób), 30 batalionu strzelców (90 osób) i 41 batalionu strzelców (350 osób). Do miasta ściągano też ukraińskie posiłki z pozostałych części Małopolski Wschodniej.
Ukraińcy zagarnęli wszystkie karabiny maszynowe. Wszystko odbyło się najdokładniej według planu opracowanego przez sztab ukraiński. Zajęto wszystkie ważne place i budynki. Namiestnictwo zajął prosty strzelec i internował namiestnika – zachwalała gazeta Ukraińskie Słowo
Opór polskich sił i mieszkańców Lwowa
Powołane rankiem władze proklamujące powstanie samodzielnego państwa ukraińskiego próbowały przejąć kontrolę nad życiem cywilów. Wprowadzono “stan oblężenia”, zakaz organizacji zgromadzeń, wprowadzono godzinę policyjną po 18:00, nakazano konfiskatę broni i amunicji. Jeszcze tego samego dnia spontanicznie zawiązały się dwa polskie punkty oporu. W pierwszym – w zbudowanej w 1906 roku szkole im. Henryka Sienkiewicza – broniła się niewielka początkowo 70-osobowa grupa dowodzona przez Zdzisława Trześniowskiego.
Żadne względy natury taktycznej nie grały tu roli. W niczyjem przekonaniu gmach ten nie był posterunkiem bojowym; wszak nawet nie umacnialiśmy go z nocy 31 października na 1 listopada, nawet poza normalnym posterunkiem przy drzwiach nie wystawiono żadnej warty. Był to po prostu nocleg chwilowy, przed uroczystem objęciem miasta w dniu 1 listopada. Wówczas mieliśmy dostać odpowiednie koszary – relacjonuje jeden z Obrońców szkoły Tadeusz Felsztyn
Obrona szkoły im. Henryka Sienkiewicza
W czwartek wieczorem 31 października 1918 roku w budynku szkoły spotkała się grupa 150 osób zrzeszonych w PKP, w przeważającej większości, byłych legionistów, którzy uformowali baon kadrowy dowodzony przez Trześniowskiego. Wieczorem uzbrojenie grupy stanowiły wyłącznie dwa osobiste pistolety – jeden należący do Trzaśniowskiego, drugi do Felsztyna. Wobec trudności ze zdobyciem uzbrojenia większość zgromadzonych odesłano do domów z poleceniem przyjścia do szkoły rankiem dnia następnego. W budynku pozostała niewielka grupa oficerów, podoficerów i osób, które nie miały we Lwowie gdzie spać. Załodze dopiero o 6 rano udało się potwierdzić fakt zajęcia miasta przez ukraińskie siły.
Przed 7 rano ze szkoły na ul. Gródecką na polski posterunek policji udał się umundurowany Felsztyn z grupą 12 ludzi. Z posterunku zabrano kilka karabinów i pistoletów. Następnie grupa udała się do składu broni. Po pewnych trudnościach udało się pozyskać kilka sztuk broni i amunicji. Wtedy też grupa została ostrzelana. Ranny został kapral Jarosz. Ranny w rękę strzelił do ukraińskiego wachmistrza śmiertelnie go raniąc.
Grupa wycofała się do budynku szkoły mając ze sobą “dwadzieścia kilka karabinów i po około 15 naboi na karabin”. Niedługo później w ubraniu cywilnym do budynku przedostał się jeden z podporuczników zdając relację z sytuacji w mieście. Na jego zwątpienie w sukces obrony odezwał się Trześniowski:
Nie po to mnie tu postawiono, bym się poddał, ale bym walczył – miał skwitować według relacji Felsztyna
Zwiad szkoły Sienkiewicza informował o nadejściu sił ukraińskich około godziny 9:30. Pierwszy atak sił ukraińskich na szkołę rozpoczął się około godziny 10:00. Zaatakował oddział uzbrojony w karabiny maszynowe. Walka trwała około 30 minut. O tej porze połowa załogi szkoły Sienkiewicza zmuszona była do pozostania w mieszczącej się pod parterem sali gimnastycznej. Później atakowano jeszcze trzykrotnie. Po odparciu ataku i oczyszczeniu okolic szkoły z patroli ukraińskich na miejsce dotarły pierwsze grupy cywilów przynoszących broń i amunicję.
Z całej masy ludzi dla których połowy była broń, trzeba było tworzyć kompanje. Praca była ciężka, opanowanie kilkudziesięciu, a czasami i stu cywilów, którzy poza dobremi chęciami naogół o żołnierce pojęcia nie mieli, było niezmiernie trudno. Najgorzej było z bronią. Ale dopływała ciągle i około godz. 16-tej każdy miał swój karabin – przypomina Felsztyn
Przed 17:00 grupa broniąca budynku szkoły udała się na plac przed kościołem św. Elżbiety z którego prawdopodobnie planowany był atak na magazyny broni przy dworcu kolejowym. W drodze pod kościół udało się zdobyć samochód i pierwszy karabin maszynowy. Na miejscu zbiórki nie było nikogo, więc oddział wrócił do szkoły skąd udał się później okolice Rzęsnej Polski.
Wypady z naszej strony doprowadziły do rozbrojenia posterunku żandarmerji przy ul. Listopada i do zdobycia broni i magazynów mundurowych. Sukcesy odniesione w tym dniu spowodowały olbrzymie podniesienie ducha i bardzo liczny napływ ochotników do dalszej walki – czytamy w relacji Ferdynanda Andrusiewicza
Szkoła broniła się do późnego popołudnia, a wieść o utrzymaniu pozycji w jej okolice ściągała polska ludność Lwowa złożona z ochotników chcących dołączyć do broniących się sił. Obronę szkoły Sienkiewicza tak opisywał wieczorny Kurjer Lwowski z 3 listopada 1918 roku.
W szkole Sienkiewicza umieszczony był oddział legionistów polskich, który był uzbrojony i miał także do dyspozycji amunicję. Legioniści usiłowali opanować znajdujący się w pobliżu magazyn amunicji. Z tego powodu przyszło do walki między wojskiem ukraińskim a legionistami, która trwała jeszcze do wieczora i spowodowała nieznaną jeszcze liczbę ofiar w zabitych i rannych. Walczono nie tylko karabinami, lecz także granatami ręcznymi, karabinami maszynowymi, które mieli tylko Ukraińcy do dyspozycji. Huk strzałów słyszano w całem mieście. Zwabił on wielki tłum w ulicy Leona Sapiehy, gdzie nie widziano walczących, słyszano jednak strzały. Wojska ukraińskie otrzymały podczas całego dnia posiłki w ludziach i karabinach maszynowych, które sprowadzono w wielkich automobilach ciężarowych. Zabłąkane kule trafiały też ludzi z tłumu zebranego w ul. Sapiehy – czytamy w Kurjerze Lwowskim z 3 listopada 1918 roku
Obrona Domu Techników
Niedaleko od szkoły im. Henryka Sienkiewicza mieścił się drugi punkt oporu. Był nim znajdujący się przy ul. Issakowicza 18 Dom Techników w którym skupili się głównie przedstawiciele POW oraz grupa byłych legionistów oraz słuchaczy politechniki. Pierwszym dowódcą placówki był Ludwik Wasilewski.
Z Domu Techników przygotowano wypady na remizę tramwajową, koszary na Wulce i Szkołę Kadetów. Podobnie jak do szkoły Sienkiewicza i tu szybko pojawili się ochotnicy chcący bronić miasta. Wśród ochotników bardzo dużą grupę stanowili studenci przybyli do Lwowa z pozostałych ziem polskich na zjazd akademicki.
Zarządzona przez P.O.W. zbiórka w Domu Techników nic wspólnego z planami taktycznemi nie miała, a była po prostym wynikiem tylko silnych wpływów peowiackich na Politechnice. Dom Techników służył za punkt zborny z tych samych przyczyn z których był on punktem zbornym Strzelca w 1914 roku. Po prostu bo i tam było najwięcej peowiaków. Ponadto, z powodu swego położenia za miastem i naturalnej, a więc nie wzbudzającej podejrzeń ruchliwości techników, nadawał się on wyśmienicie na miejsce konspiracyjnej zbiórki. I tu więc nie było ręki kpt. Mączyńskiego – wspominał później Tadeusz Felsztyn
Życie w zaatakowanym Lwowie
W dniu 1 listopada nie wszyscy mieszkańcy zdawali sobie sprawę z tego co się stało. Dopiero widok patroli i obcych flag na najważniejszych budynkach w mieście, a później odgłosy wystrzałów, informowały o sytuacji. Początkowo we Lwowie starano się prowadzić w miarę normalne życie. Kilka dni po ataku przywrócono ruch tramwajowy i sukcesywnie odbijano co ważniejsze budynki. Obce flagi zdjęto z Ratusza już 3 listopada.
Początkowo normalne życie dało się prowadzić, ale już w kilka dni po ataku problemem stały się kurczące się zapasy żywności i pozamykane sklepy. Sytuacja była coraz bardziej napięta. Dochodziło do kradzieży pod pretekstem poszukiwania broni, Ukraińcy zwolnili też przestępców z więzień, zniszczyli drukarnie polskich gazet.
Na ulicach powstawały barykady, broniono też bram kamienic. Polska obrona 5 listopada miała już zorganizowane struktury, a połączone siły mieszkańców i wojskowych przejęły inicjatywę. W 1919 roku do pomocy Polsce włączyły się siły Amerykańskie. Merian C. Cooper przedarł się do Lwowa i jako członek Amerykańskiego Wydziału Ratunkowego zajął się rozdysponowaniem zapasów żywności dla mieszkańców miasta.
W Obronie Lwowa uczestniczyli wojskowi i cywile – kobiety, dzieci i starcy. Uczniowie gimnazjów, studenci, harcerze. W czasie pierwszych trzech tygodni obrony miasta śmierć poniosło 1374 uczniów i studentów. Najstarszymi Obrońcami byli weterani Powstania Styczniowego, dwóch poległo mając 75 lat. Najmłodszym Obrońcą Lwowa był Stefan Wesołowski mający zaledwie 9 lat. Symbolem walki stał się zabity na dzień przed nadejściem odsieczy Jurek Bitschan, którego losy również opisujemy.
Polakom udało się wyprzeć ukraińskie siły z miasta, które przystąpiły do oblężenia miasta i kolejnych prób zdobycia go. Oblężenie przełamano na początku 1919 roku. Ostatecznie w konflikcie zginęło około 10 tysięcy Polaków. Ofiary konfliktu grzebano na doraźnie organizowanych cmentarzach. Po zwycięskiej Obronie Lwowa ciała przeniesiono na specjalnie przygotowany Cmentarz Obrońców Lwowa. Już jutro jutro przedstawimy historię pierwszego polskiego samochodu pancernego zbudowanego na szybko na potrzeby Obrony Lwowa.
Polecamy również:
Źródła m.in.: Obrona Lwowa od 1 do 22 listopada 1918 roku, Adam Próchnik, 1919; Obrona Lwowa 1-22 listopada 1918 tom 1-3, Julian Stachiewicz Bolesław Kornel Popowicz, Stanisław Zakrzewski, Eugeniusz Wawrzkowicz 1933; Z dni grozy we Lwowie (od 1-22 listopada 1918 r.). Kartki z pamiętnika. Świadectwa-dowody-dokumenty. Pogrom żydowski we Lwowie w świetle prawdy, Franciszek Salezy Krysiak, 1919; Kurjer Lwowski, 3 listopada 1918; Cmentarz Obrońców Lwowa, Stanisław Nicieja, 1990; Semper Fidelis Obrona Lwowa w obrazach współczesnych, Towarzystwo Straż Mogił Polskich Bohaterów, 1930; Wspomnienia z Obrony Lwowa, Jan Łuc, 1936.